O MNIE Witam i pozdrawiam wszystkich prawdziwych sympatyków boksu. Nazywam się Sławomir Rojek, mieszkam w województwie dolnośląskim. Od ponad pięćdziesięciu lat zajmuję się historią boksu zawodowego. Szczególnie zainteresował mnie okres przedwojenny tzn.lata 1920-39 co później z pewnych względów rozszerzyłem do okresu :1910-50. Interesuje mnie głównie boks środkowo-europejski obejmujący takie kraje jak: Austria, Bułgaria, Czechosłowacja, Jugosławia, Niemcy, Rumunia, Węgry no i oczywiście Polska. Za punkt honoru postawiłem sobie opracowanie historii boksu zawodowego w przedwojennej Polsce co dzisiaj udało mi się zrobić dzięki wieloletnim staraniom i samozaparciu prawie w stu procentach. Brakuje mi dosłownie wyników paru mityngów, których nie mogę odnaleźć mimo przejrzenia setek tysięcy stron przedwojennej prasy polskiej, czeskiej oraz śląskiej niemieckojęzycznej. To szczególne zainteresowanie rodzimymi profesjonałami wzięło się stąd iż mając bodaj 10 lat znalazłem w szafie rodziców paredziesiąt archiwalnych egzemplarzy czasopisma "Boks", które redagował wówczas wspaniały dziennikarz i znawca pięściarstwa Aleksander Reksza,przedwojenny spiker sportowy w polskim radiu. W tych egrzemplarzach natrafiłem na serię artykułów napisanych przez Rekszę o przyjacielu z młodości, później słynnym pięściarzu zawodowym Edwardzie Ranie znanym na ringach amerykańskich w latach trzydziestych jako "Polski Piorun" .Ran dzięki swoim piorunującym ciosom bardzo szybko dobił się do walk głównych w słynnej nowojorskiej Madison Square Garden daleko wcześniej przed Andrzejem Gołotą. Artykuły te Reksza napisał ze względu na przedwczesną śmierć przyjaciela który zmarł w wieku zaledwie 60 lat w czerwcu 1969 roku w New Jersey w Stanach Zjednoczonych. Pamiętam że wielokrotnie chłonąłem z wielką pasją te artykuły zapamiętując wymienione nazwiska i wynotowując podane fakty.Kiedy uświadomiłem sobie, że młodziutki siedemnastoletni Ran po stoczeniu zaledwie 4 walk amatorskich przeszedł na zawodowstwo i w Polsce właśnie stoczył kilkanaście pierwszych profesjonalnych meczów, zrozumiałem wtedy, że właśnie ta tematyka jest mi najbliższa i jej zacząłem poświęcać najwięcej czasu.Przy okazji poznawałem także historię światowego i europejskiego boksu. Co do moich wyczynów bokserskich nie mam ich za wiele. Nigdy nie byłem czynnym zawodnikiem. Bijałem się na gołe pięści z moim ojcem (treningowo oczywiście) w wieku 17-19 lat i dostawałem niezły wycisk. Stary był szybszy, stosował balans a ja nie umiałem sobie z tym radzić. Dopiero jak się zmęczył odbijałem sobie niepowodzenia. Do dzisiaj mam pamiątkę na nosie po tych zwarciach. Oczywiście nie robiliśmy sobie wiele krzywdy ale ciosy padały i czasem krew tryskała. Wtedy chciałem się zapisać do nowo powstałej sekcji bokserskiej w moim mieście ale złamałem nogę w stanie skokowym i przez 6 miesięcy byłem wyłączony ze sportu. Jak się poskładałem sekcja upadła i tak skończyły się moje marzenia o mistrzostwie w boksie. W 1982 roku w zawieszonym stanie wojennym za działalność mojego ojca w Solidarności wywalono mnie do wojska w Ełku - całe 600 kilosów od domu. Ale tam była magia - sala sportowa na której walczył 2-ligowy Mazur Ełk. W sobotę wieczorem ustawiali ring i wtedy biegliśmy tam aby poćwiczyć. Kiedyś silny chłopak który tam dowodził widząc nasz entuzjazm dał nam rękawice. Zaczęliśmy walczyć między sobą, kolegami. Byłem najmłodszy i najmniejszy (ok.72 kg) ale miałem pojęcie jak bić. Pierwsza walka - kolega wyższy o 10 cm, świetnie zbudowany ale grzeczny, żaden zawadiaka. Strzeliłem w korpus, plexus solaris i chłopaka zatkało. Opuścił ręce - mogłem go skończyć no ale fajny kolega. Nie chciałem tego. Wycofał się. Zaraz potem następny kolega cięższy chyba z 10 kilo. Warszawiak ale też grzeczny. Walnąłem go dwa razy - zrezygnował. Kolejna walka. Świetny chłopak z Gorzowa, karateka. No ale w boksie to się nie liczy. Wysportowany w mojej wadze, nawet lżejszy chyba. Dużo szybszy ode mnie, pstrykał mnie w nos i podśmiewał się i uciekał. Zrozumiałem, że go nie złapie zacząłem się nadstawiać na ciosy, bo były lekkie. W 2 rundzie on się zaczął odsłaniać i na to liczyłem. Strzeliłem prawym i chłopak odleciał. Co prawda nie upadł, ale nie kontaktował. Złapałem go wpół i pytałem czy wie gdzie jest. Po pół minucie zajarzył. No i wtedy ten koleś który trzymał salę (chyba bokser) jakieś 80 kilo powiedział, że możemy posparować. Wyszło 10 minut (bez przerwy) oszczędnego bicia. Musiałem uważać, żeby nie dostać petardy. On też zważywszy na moje wcześniejsze dokonania uważał, żeby nie dostać. Zatem remis. Wychodzi, że na prawdziwym ringu, w prawdziwych rękawicach (10-uncjowych) w jeden dzień wygrałem 3 walki (wszystkie przed czasem) i jedną zremisowałem. Potem już nigdy nie było mi stanąć w ringu. Cóż los człowieczy... Kończąc temat Ełku wspomnę o Tomku Nowaku, mistrzu Polski i medaliście mistrzostw Europy w wadze piórkowej. Geniusz boksu. Kiedy jego Polonia Warszawa przyjechała do Ełku na mecz; ... zwiałem z warty i ze spluwą (KBKAK) przyleciałem na salę. Tomek akurat "dożynał" miejscowego chłopaka i skończył mecz przed czasem. Echhh, stare piękne czasy. Wartości ...Miałem chłopaka w kompanii - Wieśka Pacewicza, wicemistrza Polski juniorów. Powiedziałem mu jesteś kimś i Cię uważam, ale tu rządzę ja. I on się podporządkował. Świetny chłopak, a potem bił się zajadle 3 rundy z Doroszkiewiczem z Białegostoku w mistrzostwach regionalnych. Przegrał ale dał całą duszę. Widziałem tysiące walk bokserskich, ale tę zapamiętałem szczególnie. Honor i chwała przegranym.
Tak naprawdę byłem piłkarzem, środkowym pomocnikiem lub obrońcą - stoperem. Tam zasuwałem i tępiłem wszystkich przeciwników. Miałem żelazną kondycję. Kiedyś w Ełku mieliśmy mecz z trepami (zawodowi wojskowi). Po 2-0 dla nas wszyscy poszli do ataku i zostawili mnie samego na obronie. Wściekałem się i wrzeszczałem,ale był przekaz "poradzisz sobie gościu, wiemy o tym". Pewnie ; wygraliśmy 12-0 ; powinno być 12-5 ale wybroniłem te pięć bramek. Kiedy po skończym meczu wszyscy kolesie z uśmiechem na ustach gadali o meczu ja łapałem oddech przez dwie minuty. Podszedł do mnie mój dowódca porucznik Klimowicz i powiedział - mistrzu nigdy nie widziałem tak zajadłego chłopaka, który biega przez 90 minut od linii do linii kopiąc każdego po jajach. "Masz dwa dni urlopu" W czasie realizowania tych swoich zainteresowań odwiedziłem biblioteki prawie całej Polski poczynając od Uniwesyteckiej we Wrocławiu, AWF-owskie w Krakowie i Poznaniu, Śląską w Katowicach (byłem tam wielkokrotnie - także w Archiwum Państwowym ) na bibliotece Narodowej w stolicy kończąc którą odwiedziłem parę razy.Pozwoliło mi to zebrać sporo materiałów ale tak naprawdę najwięcej mi dała wizyta w Cieszynie u syna przedwojennego pięściarza, wspaniałego człowieka i propagatora sportu Adolfa "Bolko" Kantora-zawodowego mistrza Polski w latach trzydziestych w wagach półciężkiej i ciężkiej. Dostałem całą walizkę oryginalnych dokumentów; wycinków prasowych, zdjęć, pism Polskiego Zawodowego Związku Bokserskiego z siedzibą w Królewskiej Hucie (dzisiejszym Chorzowie) oraz kontraktów zawodniczych i menedżerskich.Były to dokumenty unikalne , których być może nikt inny już nie posiada. Cały rok zajęło mi archiwizowanie tego materiału.Wówczas mogłem dopiero ogarnąć jak wielkie miałem szczęście, że dane mi bylo się z nimi zapoznać. Dzisiaj mogę z czystym sumieniem napisać, że jestem pierwszym i jedynym chyba historykiem boksu, który w takim stopniu opracował historię polskiego zawodowego boksu w latach:1924-39 i kariery takich pięsciarzy jak wspomniany: Kantor, olimpijczyk z Amsterdamu Jan Górny, wielokrotni amatorscy mistrzowie Polski : Ślązacy Teodor Wochnik i Teodor Pyka oraz jedni z pierwszych prekursorów w boksu naszym kraju: Wiktor Junosza Dąbrowski, Leon Kuczkowski i Jan Ertmański o których wiedza nawet powszechnie znanych i popularnych dziennikarzy sportowych byla po prostu marginalna.Pokutowało za to wiele narosłych "legend " i przekłamań. Na swojej drodze miałem szczęście spotkać człowieka który bardzo mi pomógł w dotarciu do pewnych archiwaliów i życzliwie wspierał w moich opracowaniach.Tą osobą jest historyk i pasjonat pięściarstwa z Łodzi dr Jan Skotnicki.Nasza współpraca doprowadziła do wydania serii książeczek z historii boksu pod ogólnym tytułem "Zawodowcy" 'których w pewnym momencie byłem współautorem. Pewne ważne informacje przekazał mi historyk ze Śląska Antoni Steuer które uzupełniły moją wiedzę. Zauważyłem że moje dawniejsze opracowania są wykorzystywane na różnych płaszczyznach przez różnych pseudoautorów najczęściej bez mojej wiedzy i zgody. Także na powszechnie znanym międzynarodowym portalu internetowym "boxrec", z którego twórcami kiedyś korespondowałem.Zawartych jest tam jednak wiele prostych błędów i przekłamań. Postanowiłem zatem na swojej autorskiej stronie przedstawić wszystko co do tej pory opracowałem, a także to nad czym obecnie pracuję.Teraz jest dużo łatwiej niż kiedyś ponieważ w internecie pojawia się coraz więcej możliwości dostępu do wielu archiwalnych polskich i zagranicznych czasopism (w tym także sportowych) co daje komfort odkrywania wielu ciekawych faktów siedząc wygodnie w swoim domu a nie wysiadując po dworcach kolejowych ,umierając ze zmęczenia czego ja kiedyś doświadczałem. Takie są założenia ale tak naprawdę sam jestem ciekawy jak będzie się rozwijała ta stronka. Na koniec jedna bardzo ważna według mnie uwaga. Wszytkie zamieszczone tu opracowania, zamieszczone rekordy i różne podane fakty mają odzwierciedlenie w dokumentach które posiadam w swoim archiwum lub których kserokopie posiadam oraz w moich zapiskach ,gdzie zawsze zapisywałem źródło z którego korzystałem. W sytuacji kiedy mam rozbieżne materiały ,niepełne lub nie do końca czytelne zawsze o tym informuję. Zapraszam zatem wszystkich sympatyków pięściarstwa których intersuje o czym piszę i co opracowuję. Dziękuję za życzliwe uwagi.Jestem otwarty na każdą ewentualną współpracę,która wzbogaci moją wiedzę. 06.06.2010
|